Jedno z ćwiczeń podczas szkoleń prowadzonych przez trenerów Polskiego Stowarzyszenia Fundraisingu to prośba o wpłaty wzajemne pomiędzy organizacjami uczestników szkolenia. Trudno tu stracić, a większość z przeprowadzonych ćwiczeń kończy się zaskakującym dla uczestników rozmnożeniem pieniędzy. Pierwsza reakcja to nieufność, potem – kalkulacja, ale najważniejszym, choć często skrywanym odczuciem jest chęć uczestniczenia w rozmnażaniu dobra, dzieleniu się i tworzeniu swoistej wspólnoty. To najbardziej naturalne. Oczywiście, zdarzają się i inne postawy, ale jednak są one marginalne!

 

Zmiana w podejściu dokonuje się na naszych oczach

Takie ćwiczenie pokazuje też nasze obecne wyobrażenia. Odchodzą w przeszłość zachowania bazujące na głębokiej nieufności, jakie można było obserwować jeszcze kilkanaście lat temu. Tak, to tylko ćwiczenie; pozwala jednak dotknąć kluczowej strefy związanej z naszą pracą, czyli zdolności dawania i hojności. I choć w ćwiczeniu dominująca jest motywacja emocjonalna, związana z atmosferą wytworzoną przez trenera, to dyskusje wokół tego zadania i przeżycia, które ono przynosi, pozostają głęboko w uczestnikach.

Z radością witamy w społeczeństwie postawę zaangażowania i otwartość na budowanie nowych relacji, która powoli przebija się do naszej rzeczywistości. Czy to oznacza także większą otwartość na dokonywanie darowizn? Jestem przekonany, że nie o darowizny tu chodzi…

Przez wiele lat aktywność związana z pracą społeczną była zbiorem wielu sprzeczności. Wielkość tego działania pomieszana była z pracą bez wynagrodzenia, a nawet z pełnym ukrywaniem kosztów. Obciążenie pracy „charytatywnej” piętnem gorszej jakości, zarzut, że wykonują ją tylko ci, którzy nie potrafią robić nic innego, to tylko część emocji społecznych. Pomimo wszystko w tym kotle emocji znajdował się podziw dla najbardziej zaangażowanych „społeczników”, a nawet szacunek do nich i ich pracy. Relacje społeczne oparte na mitach o bogactwie i biedzie, sensacyjne wiadomości o życiu działaczy czy też brak informacji o organizacji – nie tylko finansowych, ale jakichkolwiek – nie pomagały zmieniać się na lepsze. W dodatku myślenie o pracy charytatywnej zdominowały płytkie oceny sytuacji: mówiliśmy o „ustawionych” organizacjach politycznych, o manipulacjach, o upartych i wytrwałych, o skupionych na pieniądzach i całkowicie oddanych swojej misji, o profesjonalnych „wyciągaczach” i sprofesjonalizowanym, cichym i skromnym wysiłku dla dobra potrzebujących. Tymczasem organizacje zajmujące się działaniami charytatywnymi są przeróżne. Lata doświadczeń i bardzo racjonalne zachowania społeczne, zauważalne pomimo o wiele bardziej nagłaśnianej emocjonalności zbiorowisk ludzkich, przynoszą wiedzę, co organizacja może i co powinna robić, aby odnieść sukces.

 

Główny hamulec filantropii – brak zaufania społecznego

Historia dzielenia się, historia hojności ma wiele złotych kart w Polsce, jednak stłumienie pragnienia wolności przez okres komunizmu wprowadziło wiele fałszu w tej przestrzeni. Hojni ludzie pozostali i są do dzisiaj. Jest na to tyle dowodów, że jakiekolwiek marudzenie w tym temacie ośmielam się traktować jako głęboką ignorancję. Transformacja postkomunistyczna przyniosła jednak nie tylko ożywienie hojności, ale także konsumpcjonizm i silne usprawiedliwienie braku zaangażowania oraz swoiste „nie dopuszczanie” do siebie informacji o tych, z którymi warto się dzielić. Dalece niewystarczające wynagrodzenia pracowników powodowały skrajne postawy „oszczędności”, wsparte poczuciem biedy i brakiem zaufania do inicjatyw społecznych. To przede wszystkim dobre uzasadnienie, by się nie angażować.

Tu także warto wspomnieć o bardzo zróżnicowanych darczyńcach, którzy angażują się w dobro nie tylko z powodu nazwy organizacji. Często to cel, a nie nazwa organizacji decyduje o znaczącym wsparciu udzielanym hojną ręką. Zapomnieliśmy już, że to Kościół Katolicki stworzył, dziś już zmienione, systemy szpitalnictwa i edukacji. Mało pamiętamy o roli, jaką odegrał w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, wolności i zrzeszania się w czasach komunizmu, wszechmocnej bezpieki i oficjalnego upartyjnienia. Te doświadczenia wciąż tkwią w rzeczywistości mentalnej naszych organizacji. Po trzydziestu latach przemian jesteśmy gdzie indziej. Zmienił się wpływ, zmieniły się cele. Mamy większą dowolność. Zmieniły się relacje, ale ich podstawa nie – dobro bliźniego, dobro człowieka to jedyna autentyczna siła zdolna do prawdziwych zmian.

Zmiany ostatnich lat to nade wszystko zróżnicowanie, sięganie po nowe wyzwania, a przede wszystkim po nowe źródła finansowania. To właśnie finansowanie, obok chęci przetrwania, jest najbardziej „motywujące” i stanowi główną przyczynę zmian w organizacjach.

Nie wystarczy jednak przełamać poczucia niemożności zaangażowania się z powodu nie posiadania zasobów (nie mam się czym dzielić). Kluczem do tajemnicy nie dzielenia się swoimi zasobami jest brak kandydatów, z którymi chcę się dzielić. Ten natomiast wynika z braku zaufania społecznego – i jest to główny hamulec rozwoju filantropii.

Jerzy Mika – Wykładowca i trener, szef szkoleń Polskiego Stowarzyszenia Fundraisingu. Redaktor podręcznika „Fundraising. Teoria i praktyka”. Wdrażał w Polsce kształcenie naprzemienne w środowisku przemysłowym i akademickim. Współpracownik i organizator stowarzyszeń przedsiębiorców, związany z organizacjami i instytucjami społecznymi od wielu lat.

 

Czy jako organizacje pozarządowe możemy coś z tą sytuacją zrobić? Z jakich narzędzi możemy skorzystać? O tym w więcej w pełnej wersji artykułu Jerzego Mik pt. „Stare i nowe dylematy fundraisingu, czyli jak zarządzać organizacją, by była społeczna i bogata„, którego fragment prezentujemy powyżej. Cały tekst dostępny jest w publikacji „Hojność rodzi hojność. Raport o dobroczynności” wydanej przez Fundację Kwestarzy w lutym 2021. Premiera już 18 lutego 2021!

 


.