Z rzadkością zasobów dóbr materialnych w tym świecie w stosunku do nieograniczonych ludzkich potrzeb zmagamy się na co dzień. To zmaganie się z naturą jest na trwałe wpisane w historię naszego zbawienia, ale nie wszyscy radzimy sobie z nim w jednakowy sposób. Postęp techniczny sprawił, że życie codzienne jest łatwiejsze, ale ciągle spotykamy głodnych, nagich i potrzebujących. Zastanawiamy się, jak możemy im pomóc, ponieważ czujemy wewnętrzny głos, który podpowiada nam, że nie możemy ich pozostawić bez pomocy.
Henry Hazlitt w The Conquest of Poverty pisze, że trudno jednoznacznie określić, co jest przyczyną ludzkiej biedy[1]. Nie ma jednej prostej odpowiedzi na wszystkie pytania. Są ludzie biedni z lenistwa, ale są także biedni nie z własnej winy. Są ludzie bogaci, ponieważ ciężko na to pracowali, ale są także tacy, którzy mieli więcej szczęścia od innych. Najczęściej znajdujemy całą gamę przyczyn, które składają się na ubóstwo lub bogactwo danej osoby. Do tego pojęcie bogactwa i biedy jest subiektywne i nie ma obiektywnych narzędzi, które pozwalałyby na ich zmierzenie.
„Byłem głodny, a daliście mi jeść” – mówi Jezus w scenie Sądu Ostatecznego u św. Mateusza (Mt 25, 31–46). Scena ta jest ciągle aktualna, ponieważ rzadkość zasobów nie jest kategorią historyczną i ten stan rzeczy nigdy nie ulegnie zmianie. Bardzo często obrazy przedstawione w scenie Sądu Ostatecznego odnosimy tylko do sytuacji ekstremalnych. Wyobrażamy sobie człowieka umierającego z głodu, a w jego twarzy widzimy oblicze cierpiącego Chrystusa. Tymczasem – na co na ogół nie zwracamy uwagi – scena ta jest poprzedzona przypowieścią o talentach (Mt 25, 14–30). Piekarz, który piecze chleb i sprzedaje go na rynku, też karmi głodnych, ponieważ każdy człowiek trzy raz dziennie odczuwa głód. Nie jest to z pewnością przypadek, że te dwa fragmenty Ewangelii są ze sobą zestawione.
Ewangelia daje nam jasno do zrozumienia, że praktykowanie miłości bliźniego jest możliwe dzięki ludzkiej pracy i rozwojowi otrzymanych od Boga talentów. Wypełnienie przykazania przyodziania nagich, nakarmienia głodnych czy udzielenia schronienia bezdomnym jest możliwe, gdy się posiada dobra zewnętrzne. Człowiek, który otrzymał od Boga takie talenty i ich nie rozwija, traci swoje życie. Piekarz, który zakopuje pod ziemią swój przedsiębiorczy talent, traci życie wieczne. Traci je również dlatego, że nie będzie miał materialnych środków, by innym pomagać. Nie wystarczy je tylko posiadać. Piekarz straciłby życie wieczne również wtedy, kiedy przeszedłby obojętnie obok głodnego żebraka na ulicy, nie rozpoznając w nim twarzy cierpiącego Chrystusa.
Państwo opiekuńcze nie spełnia swojej funkcji
Nie dla wszystkich ten tok rozumowania, w którym tworzenie poprzedza rozdawanie dóbr, jest oczywisty. Żyjemy w świecie, w którym działalność charytatywna została przejęta przez państwo i przestała już być dobroczynnością, a stała się państwową pomocą socjalną. Zwrócił na to uwagę Jan Paweł II, który w encyklice Centesimus annus napisał: „Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których – przy ogromnych kosztach – raczej dominuje logika biurokratyczna”[2]. Polski papież był mocnym krytykiem państwa opiekuńczego, ponieważ nie spełnia ono swojej funkcji. Ludzie potrzebują ducha miłości i międzyludzkiej solidarności. Ofiarując człowiekowi tylko materialne wsparcie, państwo sprowadza go do przedmiotu opieki społecznej.
Dobroczynność publiczna jest zawsze obarczona jednym zasadniczym błędem. Bez względu na to, jak szlachetne byłyby intencje ustawodawcy, państwo nie bierze pod uwagę fundamentalnej cechy ludzkiej natury: ludzie pracują głownie w tym celu, żeby przeżyć lub poprawić swoją egzystencję. Jest to pierwszy powód, który popycha ich do pracy i odebranie im tego motywu poprzez przyznanie im ustawowego prawa do pomocy społecznej jest równocześnie skazaniem ich na życie pozbawione przezorności i wypełnione bezczynnością. Zwracał na to uwagę Alexis de Tocqueville w swoim Raporcie o pauperyzmie, dodając trafnie, że „prawo ubogiego do uzyskania pomocy ze strony społeczeństwa ma tę szczególną cechę, że miast uszlachetniać serce człowieka, który zeń korzysta, poniża go” [3], ponieważ skazuje go na życie w zależności i bierności. Dodatkowo dobroczynność publiczna w przeciwieństwie do indywidualnej antagonizuje społeczeństwo i stawia bogatych przeciw biednym, a biednych przeciw bogatym: „Bogacz, któremu prawo odbiera część dochodu, nie pytając go o zdanie, widzi w biedaku wyłącznie obcego chciwca, dopuszczonego przez ustawodawcę do udziału w jego majątku. Ubogi ze swojej strony nie odczuwa żadnej wdzięczności za wyświadczone dobrodziejstwo, którego nie można mu odmówić, a które skądinąd go nie zadowala”[4].
[1] Henry Hazlitt, The Conquest of Poverty, New York 1996, s. 184-185.
[2] Jan Paweł II, Encyklika Centesimus annus. W setną rocznicę ogłoszenia „Rerum novarum” (1991), nr 48.
[3] Alexis de Tocqueville, Raport o pauperyzmie, Warszawa 2009, s. 56.
[4] Alexis de Tocqueville, Raport o pauperyzmie, Warszawa 2009, s. 57.
Co na ten temat napisał Papież Franciszek? Kto był pomysłodawcą dobroczynności, jaką znamy na Zachodzie? Jak powinny postrzegać się dzieła i podmioty kościelne, by nie zatraciły swojej misji? – o tym w więcej w pełnej wersji artykułu Jacka Gniadka SVD pt. „Prywatna dobroczynność. Czy może być inna?„, którego fragment prezentujemy powyżej. Cały tekst dostępny jest w publikacji „Hojność rodzi hojność. Raport o dobroczynności” wydanej przez Fundację Kwestarzy w lutym 2021. Premiera już 18 lutego 2021!